Minęło kilka lat zanim mogłem powiedzieć o sobie - tak jestem alkoholikiem - z wiarą w to iż jestem chory na tę podstępną chorobę.
Lata całe uczestniczyłem w tym procesie - bo przecież wychowywałem się w domu - w którym mój ojciec był alkoholikiem. Wtedy nie miałem żadnego pojęcia jak bardzo to będzie miało na mnie ogromy wpływ - kim będę w przyszłości.
"Przygodę" z alkoholem zacząłem bardzo późno bo na swoje 18-te urodziny wypiłem pierwsze piwo. Jakież ono miało paskudny smak. Kolejny raz już mocniejszy alkohol - wódka - na obronę pracy dyplomowej w szkole średniej - miałam już prawie 19 lat - i wtedy to alkohol dał mi poczucie wolności, dorosłości. Do domu wróciłem pijany, chwiałem się na nogach. Moja matka kiedy mnie zobaczyła - w takim stanie - tylko zaśmiała się - stałem się mężczyzną. Kolejne "razy" były sporadyczne bo napiłem się tylko raz - na swojej studniówce ale tam trzymałem fason - bo nie byłem sam.
Przyszła matura, upragnione wakacje już daleko poza domem, bez matki, bez ojca alkoholika, bez tego nieustannego strachu przed nim ale i bez uczucia nieustannej uwagi - bo przecież to ja pilnowałem aby mój ojciec nic złego matce nie uczynił.
Na studia poszedłem z dala od domu - miałem ponad 300 km więc nie mogłem pozwolić sobie na częste wizyty w domu rodzinnym.
Początkowo ten stan podobał mi się. Impreza za imprezą, alkohol lał się strumieniami, zero kontroli. Wkroczyłem w dorosłość.
Jednak szybko ta "dorosłość" pokazała mi też swoje prawdziwe oblicze. W początkowym okresie finansowo wspierała mnie matka ale dawała mi tylko tyle ile na prawdę mogła. Nie była to wielka suma ale pozwalała mi przeżyć miesiąc. Jednak nie zdawałem sobie sprawy iż takie życie balangowicza kosztuje. To co wydałem na picie nie mogłem wydać na jedzenie - więc wtedy poznałem też uczucie głodu. Potworne uczucie.
Zdałem sobie sprawę iż tak być nie może. Coś z tym jednak zrobić muszę. W tamtym czasie miałem na szczęście możliwości zarobienia jakichś pieniędzy - ale kosztem czegoś innego. Przez lata całe ćwiczyłem sztuki walki a idąc na studia wiedziałem, że mój trener również tam będzie - więc odezwałem się i o dziwo dostałem pracę u niego. Praca ta polegała na byciu "bramkarzem" na jego dyskotece i pilnowaniu porządku a w praktyce sprowadzało się do do "lania" każdego kto wg mojego szefa zasłużył i za to byłem dodatkowo nagradzany.
Początkowo to mi wręcz imponowało bo stałem się kimś ważnym, kimś do kogo czują respekt. Na moje szczęście sytuacja ta nie trwała zbyt długo - doszło do bardzo nieprzyjemnej sytuacji, w której na szczęście mnie nie było - lokal został zamknięty. Już wtedy czułem, że nie podążam drogą, której uczyła mnie matka.
Kolejne lata to już jazda na krawędzi. Moje życie zaczęło poznawać wszystkie jego barwy. Było kolorowo ale też wręcz szaro i ponuro a czasami wręcz czarno. Założyłem rodzinę, urodziła się moja córka.
Wstąpiłem w dorosłość bardzo szybko. Jednak dziś z perspektywy tylu lat nie byłem dobrym mężem a tym bardziej ojcem. Moja żona nie mogła na mnie liczyć bo jak to ja mieszkając w akademiku nie mogę chodzić na imprezy ?! A i owszem chodziłem zostawiając je same w pokoju a sam szedłem się pobawić bo przecież rozrywki mi się należy.
Tak moje studenckie życie wyglądało prze kolejnych kilka lat. Później kilka lat tułaczki po Polsce - Poznań - gdzie zacząłem pracować w wojsku - i to właśnie chyba tam swój nałóg rozwinąłem na dobre. W pobliżu nie było żony - nie było hamulca więc szedłem po bandzie.
Później kolejna praca w której jestem do dziś - wszedłem na wyższy level bo wokół mnie "starzy" wyjadacze - a nie chciałem przecież od nich odstawać, być na językach. Alkohol pozwolił mi stać się lokalną gwiazdą - w owym czasie nie było dla mnie rzeczy niemożliwych. To trwało latami - do momentu kiedy żona postawiła mi warunek - albo biorę się za siebie albo rozwód.
Wydaje mi się, że wtedy nie wierzyłem iż to realne groźby z jej strony więc bawiłem się dalej - picie za sukces, picie za smutki i porażki, picie dla towarzystwa, picie bez towarzystwa.
Jakiś czas później - poszedłem jednak na terapię ratować związek - niestety jak się okazało - za późno.
Dopiero na terapii dotarło do mnie iż jestem alkoholikiem.
Piotr - 12.10.2022
Opublikowano: 12.10.2022 r.