Jako czynny alkoholik broniłem się przed przyznaniem do bezsilności do ostatniej kropli alko w butelce. Mimo upadku fizycznego i duchownego nadal byłem pełen pychy i uważałem, że pozbieram się sam i nie potrzebuję żadnej pomocy. Ego mówiło mi, że jak wszystko ułoży się na zewnątrz to moje problemy znikną i nie będę miał powodów, żeby się upijać a to spowoduje że nie będę ponosił przykrych konsekwencji. 

Kłopot polegał na tym, że to ja ciągle tworzyłem problemy, które się piętrzyły i narastały i tak powstawało błędne koło z którego nie potrafiłem się wydostać.

Mówi się, że jak umiera alkoholik to jego Ego umiera pół godziny po nim.

Pisałem to wielokrotnie i napiszę raz jeszcze "alkohol" ma tylko jeden cel ZABIĆ i można z tego żartować, śmiać się, ignorować ale to nie zmienia faktu, że tak jest. Na początku zabije uczucia i emocje, później wartości - godność i szacunek a w konsekwencji zabije fizycznie. Jest to powolne samobójstwo rozłożone na raty.

Z własnego doświadczenia wiem, że żyjąc w zniewoleniu i szponach nałogu trudno jest dostrzec tę prawdę. Tak jak każdy płomień zaczyna się od małej iskierki tak samo trzeźwość, może zacząć się od jednej decyzji, która poparta działaniem sprawi, że można być wolnym człowiekiem.

Przemek - 04.12.2022