Alkoholik terrorysta. Jestem alkoholikiem, dziś od wielu lat trzeźwy i wolny od tortur alkoholowych i przymusu picia.

Bardzo często słyszę pytanie : Co sprawiło, że przestałeś pić??
Decyzja o zaprzestaniu picia, wcale nie była moją decyzją. To konsekwencje, które się spiętrzyły spowodowały, że uciekłem na terapię na tak zwane leczenie.

Pełen strachu i obaw przed utratą rodziny chciałem w ten sposób pokazać, że mi na nich zależy i zrobię co tylko zechcą, żeby załagodzić sytuację w domu.
W mojej głowie było tysiące myśli, które sprawiały, że zacząłem czuć urazę i złość do bliskich dlatego, że wymusili na mnie odwyk. Odwyk, który w mojej ocenie był dla mnie kompromitacją i moją największą porażką w życiu.

Dlaczego uważam, że byłem terrorystą?

Ponieważ nie jednokrotnie używałem szantażu i składałem tysiące obietnic bez pokrycia. - Ponieważ wymuszałem swoim zachowaniem uległość innych wobec mnie.
- Ponieważ po mistrzowsku dawałem i odbierałem nadzieję.
- Ponieważ okradałem z planów, marzeń i czasu.
- Ponieważ obwiniałem innych za swoje postępowanie nie widząc winy w sobie.
- Ponieważ byłem kłamcą, który by uniknąć konsekwencji powie wszystko, żeby tylko dano mu spokój.
- Ponieważ żyłem w świecie iluzji nie chcąc dostrzegać rzeczywistości w której żyłem.

Bronią, której używałem był gniew, uraza, żal, pretensje, duma, pycha, samowola, nieuczciwość i wiele innych pocisków, które dotkliwie raniły innych.

Alkoholik będzie zawsze szukał usprawiedliwienia swojego picia i zachowania, będzie bronił swoich tez za wszelką cenę, znajdzie tysiące sposobów by tylko pić dalej, żeby tylko nikt mu w tym nie przeszkadzał.

Dopóki nie zmieniłem swojego podejścia, a przede wszystkim myślenia, nie było mowy o żadnej trzeźwości. Chociaż abstynencja jest początkiem zmian, w moim przypadku było to za mało, za mało by cieszyć się życiem i okazywać wdzięczność za podarowaną mi szansę bycia lepszym człowiekiem.
Musiałem dostać przysłowiowego kopa w d... żeby zrozumieć, że to co ja nazywam normalnością jest zwykłym aktem terroru wobec innych.