Jak wszystko się zaczęło. Sięgając po raz pierwszy po alkohol nie wiedziałem, że skutki tego będą tragiczne. Że stoczę się na samo dno i stanę się żywym trupem - zombie, dla którego jedynym celem w życiu stał się alkohol.
Jest Wigilia 2011 roku nigdy nie przykładałem większej uwagi do świąt dla mnie były to dni wolne od pracy. Tym razem było inaczej. Jest to czas gdzie w większości domach ludzie zasiadają do wieczerzy wigilijnej, dzielą się opłatkiem, składają sobie życzenia, wybaczają sobie i spędzają razem czas. Jestem sam, w okół mnie nie ma nikogo, nikt już nie wierzy w moje obietnice i zapewnienia o tym, że nie będę pić. Czuję wściekłość i nienawiść ale nie nie do siebie tylko do swoich bliskich - jak oni mogli tak zrobić, odwrócić się ode mnie. Płaczę i wlewam w siebie kolejną porcję alkoholu, żeby złagodzić ból i cierpienie - to już nie pomaga alkohol już dawno zabił we mnie resztki człowieczeństwa.
Wydobywam z siebie przeraźliwy krzyk - Boże ratuj albo zabierz mnie z tego świata, błagam Cię zrób coś, pomóż mi nie chce tak żyć. A po chwili - przecież Ciebie nie ma, Ty nie istniejesz bo gdybyś był nigdy byś nie pozwolił na te wszystkie złe rzeczy w moim życiu. Nie sądziłem, że w tym momencie gdy zwróciłem się do Niego o pomoc zaczął działać i wysłał łodzie ratunkowe, które miały mnie ocalić ale to zrozumiałem dopiero później.
Nie to nie był ten moment gdy przestałem pić - to był moment w którym uświadomiłem sobie, że sam sobie nie poradzę i to mnie przeraziło. Na prośbę a raczej warunek mojej żony poszedłem do księdza, żeby się wyrzec alkoholu. Ja nawet wierzyłem, że tak będzie, że teraz wytrzymam i wytrzymałem jakieś pięć minut po tym jak złożyłem przysięgę czyli drogę z plebani do sklepu.
W 2012 roku Majowie przewidzieli koniec świata, który miał nastąpić w grudniu. Mój pijany świat skończył się 19.01.2012 i mocno wierzę i robię wszystko, żeby się nigdy nie odrodził. Dziś mam w okół siebie wspaniałych ludzi, dziś nie jestem sam i nie odczuwam samotności. Dziś wiem co komu zawdzięczam i kto wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Dziś sam jestem łódeczką i staram się pomagać innym, żeby też mogli skorzystać z wolnego życia. Przecież mówią, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Mi wyszło.
Diagnoza
18 stycznia 2012 roku zapukałem do drzwi poradni odwykowej. To było ostatnie miejsce na ziemi, gdzie, chciałem trafić - nie tak miało wyglądać moje życie nie tak miałem skończyć. Siedzę w poczekalni pełen lęku i obaw w głowie tysiące myśli - co będzie? jak będzie?. Serce bije jak oszalałe, jestem cały mokry, moje ciało całe drży z przerażenia. Mam potwornego kaca, dręczą mnie wyrzuty sumienia - rano jeszcze piłem alkohol tak bardzo wstydziłem się iść i prosić o pomoc. W końcu wychodzi jakaś kobieta i zaprasza mnie do gabinetu. Zadaje mnóstwo pytań - oznajmia, że chce zrobić mi test, który pomoże ustalić kim jestem. Zgadzam się. Po wszystkim patrzy się na mnie i mówi - panie Przemku jest pan alkoholikiem w ostatniej fazie choroby. Moja odpowiedź była natychmiastowa Ja?? chyba Pani. Nie dziwi mnie, że wtedy wysłała mnie do psychiatry. Boże co ta baba sobie myśli, jak mogła powiedzieć mi prosto w twarz, że jestem alkoholikiem. Śmierdziało ode mnie przetrawionym alkoholem, parował z każdej komórki mojego ciała, oczy przekrwione, twarz opuchnięta w kolorze bordowym a ja idę w zaparte - absolutnie nie jestem alkoholikiem.
Proszę Pani ja tu przyszedłem bo kazała mi żona, proszę wypisać mi jakieś tabletki, które sprawią, że nie będę się tak upijał. Jej mina była bezcenna A odpowiedź zwaliła mnie z nóg. Takich tabletek nie ma, jedynym ratunkiem dla pana jest całkowita abstynencja inaczej pan umrze. Alkoholizm to choroba śmiertelna i postępująca to nie działa wstecz. Pan musi podjąć terapię inaczej pan sobie nie poradzi - nie wiem pan z czym ma do czynienia. Jutro zaczynamy - jeżeli chce pan uratować swoje życie.
Ale ja jutro nie mogę - mam pracę, obowiązki w domu, muszę iść do dentysty, nakarmić psy nagle miałem milion powodów dla których nie mogłem podjąć terapii.
Przemek 27 - 28.02.2022
Jest nawyk musi być odwyk
Nawyk picia wyrobiłem sobie bardzo wcześnie do tego stopnia, że picie stało się koniecznością. Ze strachu podjąłem terapię, na której wcale nie chciałem być. Nadal twierdziłem, że jest to pomyłka, że wcale nie jest mi potrzebna, gdyż poradzę sobie sam. Nie sądziłem wówczas jak bardzo się mylę i potrzebuję tego czasu by powolutku zaczęło zmieniać się moje myślenie. Była to terapia tak zwana ambulatoryjna (dochodząca) , która polega na tym, że po zajęciach wracasz do domu.
Z biegiem czasu zauważyłem, że z dwudziesto osobowej grupy, zostało nas połowa - ubzdurałem sobie w głowie, że to jednak nie działa i tracę tylko czas. Razem ze mną na grupie byli ludzie, którzy zaczynali swoją trzecią lub czwartą terapię a po raz drugi to była norma. Byli tam oczywiście z różnych powodów, mało kto był tam, żeby przestać pić jednym z nich byłem ja. Ignorant i głupiec, który nadal twierdził, że to jest jedna wielka pomyłka. Jedna rzecz mnie tam trzymała - to był strach bardzo bałem się wrócić do tego co było.
Tak czy inaczej wszyscy tam byliśmy ponieważ przyprowadziły nas konsekwencje picia, przecież nikt nie trafia w takie miejsce przez przypadek. Terapię ukończyłem - dostałem nawet dyplom jej ukończenia
Przemek - 4.03.2022
Wyterapeutyzowany alkoholik.
Czułem się fatalnie będąc napiętnowany mianem alkoholika, nie myślałem tak wcale o sobie - słowo to nie chciało mi przejść przez gardło. Gdy inni przedstawiali się mam na imię.. i jestem alkoholikiem ja mówiłem tylko swoje imię. Zaskakujące było dla mnie to jak inni po tygodniu opowiadali, że u nich jest super. W domu zaczęło się im układać, rodziny ich wspierają i wcale nie myślą o piciu. A ja siedziałem i myślałem - Boże mój jaki ja muszę być chory bo u mnie nic się nie układa i ciągle myślę o piciu. Czas zaczął weryfikować jak jest u nich faktycznie - bo wracali do picia jeden po drugim. Wtedy dowiedziałem się właśnie, że statystycznie abstynencję, zachowuje jeden na dziesięciu alkoholików.
Zajęcia prowadził terapeuta alkoholik, który był trzeźwy od dwudziestu lat. Bardzo dużo opowiadał o sobie i dzielił się własnym doświadczeniem i jego słowa powolutku zaczęły otwierać mi oczy, ponieważ w wielu kwestiach mieliśmy podobnie i doskonale wiedziałem o czym on mówi. To była praktyka a nie teoria.
To od niego dowiedziałem się o modlitwie o Pogodę Ducha, która od razu mi się spodobała i stała się dla mnie tarczą. Chociaż wówczas jej nie rozumiałem to mówiłem ją jak mantrę i pozwalała mi przetrwać trudne chwile.
Od niego również dowiedziałem się o Wspólnocie AA i mityngach, że są miejsca na całym świecie, gdzie spotykają się trzeźwi alkoholicy, żeby sobie pomagać. Powiedział, że nawet najlepsza terapia świata ma jeden minus - kiedyś się kończy.
Do dziś jestem wdzięczny terapii i ludziom którym tam spotkałem, pomogli zrozumieć mi przede wszystkim to, że alkoholizm to choroba a nie kwestia grzechu czy braku silnej woli. Można, żyć z tą chorobą i być wolnym człowiekiem. Z całej naszej grupy do dziś nie pije 2 osoby, oboje jesteśmy we Wspólnocie AA. Bardzo często jestem w ośrodku terapii uzależnień, gdyż prowadzimy mityngi dając ludziom nadzieję mówiąc im, że jest sposób i jest rozwiązanie.
Przemek - 5.03.2022
Wspólnota AA
Moja wiedza na temat Wspólnoty Anonimowych Alkoholików była zerowa - może za wyjątkiem tego co mówili kumple pod sklepem. Stary to jest jakaś sekta, zrobią Ci tam pranie mózgu - nic tylko palą świeczkę i się modlą.
Pewnego dnia na zajęcia terapeutyczne przyszedł pewien alkoholik - mówi, że nie pije 14 lat i jest we Wspólnocie AA - dzieli się swoim doświadczeniem jaki był, co zrobił i jak obecnie wygląda jego życie. Wydaje mi się jakiś "inny" mówi o sobie bez wstydu, żalu i z wielką łatwością. Czuć od niego radość i cały czas się uśmiecha nawet wtedy gdy wraca do przeszłości. Myślę sobie co jest ku... co tu jest grane? Podstawili jakiegoś aktora? Podczas przerwy podchodzi do mnie i pyta się co u mnie? Szybko udzielam mu odpowiedzi, że u mnie to nudno, nic się nie dzieje. Na co on z uśmiechem-więc chodź ze mną a będziesz miał zajęcie do końca życia. Wtedy nie zrozumiałem co miał na myśli ale jego słowa sprawdzają się do dziś. Zaproponował przyjście na mityng i zobaczenie wszystkiego od środka.
Serce mówiło mi, że powinien tam pójść i zobaczyć czym są te mityngi i co mają mi do zaoferowania a jakiś głos w głowie mówił - a na cholerę Ci to potrzebne sam sobie poradzisz i nie potrzebujesz do tego jakiś Anonimowych Alkoholików.
Dziś wiem, że ten głos - Łże skurwy...
Przemek 15.03.2022
Mityng AA
Decyzja o pójściu na mityng nie była łatwa - znów pojawił się lęk i myśl, że może jednak darować sobie to całe AA. Przecież nie piję już kilka tygodni więc po co zawracać sobie tym głowę i tracić czas na jakieś mityngi. Nadal myślałem, że jestem inny - inny znaczy lepszy.
Z drugiej strony czułem, że potrzebuję czegoś więcej, że mówienie w kółko na terapii co się u mnie zmieniło od ostatniego spotkania i z czym dziś przychodzę na spotkanie to jednak nie wiele ma wspólnego ze zdrowieniem. Nic się nie zmieniało - bo niby jak się miało zmienić jak robiłem w kółko to samo. A przychodziłem za każdym razem z coraz większym bólem i brakiem akceptacji. Cały czas czułem się rozdrażniony, niespokojny i pełen obaw.
Jestem na mityngu, jest bardzo dużo ludzi, nie ma żadnej świeczki, dokoła mnie uśmiechnięte twarze ludzi - czuć życzliwość i jakąś energię, której nie spotkałem nigdy wcześniej. A mimo to czuję jakiś dziwny lęk, którego nie potrafię opisać. Mam wrażenie, że moja twarz jest cała czerwona z tych emocji nad, którymi nie jestem w stanie zapanować.
Na początku są czytane jakieś teksty nie wiele z tego rozumiem. W końcu jest puszczona jakaś kartka, każdy kto bierze ją do ręki przedstawia się i mówi mam na imię.. i jestem alkoholikiem i czyta tekst z kartki. A ja myślę Boże, żeby tylko nie doszło do mnie - doszło, biorę do ręki laminat i zaniemówiłem. Ledwo co wy dusiłem z siebie słowa - szybko przekazuje dalej.
W końcu prowadzący podaje temat mityngu i uczestnicy jeden za drugim podnoszą rękę i zabierają głos. Jestem pod ogromnym wrażeniem z jaką łatwością i lekkością się wypowiadają. I z podejrzliwością zastanawiam się skąd do cholerny oni wiedzą tyle o mnie - ponieważ w każdej z ich wypowiedzi odnajduję cząstkę siebie tak jakby wszyscy mówili o mnie. Na koniec spotkania, wszyscy biorą się za ręce, tworząc krąg i odmawiają modlitwę o Pogodę ducha. Znam ją doskonale i mówię razem z nimi.
Po mityngu, podchodzą do mnie i pytają jak było? jak mi się podobał mityng?, czy mogą mi w czymś pomóc? wyjaśnić? Myślę kurczę o co tu chodzi? czemu są tacy życzliwi? Pewnie będą chcieli coś w zamian. Podobało mi się to, zainteresowanie z ich i chęć pomocy. Na tamtym mityngu dostałem coś czego mi brakowało "nadzieję". Uwierzyłem, że skoro im się powiodło to warto się ich trzymać i zobaczyć co oni takiego robią, że od wielu lat zachowują trzeźwość. Od wielu lat uczęszczam na mityngi, poznałem wielu wspaniałych ludzi - Wspólnota stała się moją duchową rodziną.
Przemek 18.03.2022
Sponsor
Uczestnicząc już trochę na mityngach, zauważyłem, że często w wypowiedziach innych pada słowo sponsor. Gdy po raz pierwszy usłyszałem to określenie - skojarzyło mi się to tylko z jednym i pomyślałem, że ja właśnie natychmiast potrzebuje takiego gościa, który załatwi wszystkie moje problemy finansowe. Jakie było moje rozczarowanie, gdy wyjaśniono mi, że sponsor wcale nie daje kasy i nie ma to nic wspólnego z pieniędzmi.
Więc kim jest sponsor? I do czego właściwie jest on mi potrzebny? I czy ja muszę go mieć-zastanawiałem się. Postanowiłem, że zapytam bardziej doświadczonych alkoholików o co tu właściwie chodzi z tym sponsorem i sponsorowaniem. Wyjaśniono mi to w taki sposób... Sponsor we Wspólnocie AA to drugi alkoholik, który poznał i żyję zasadami programu 12 kroków i teraz przekazuje go innym alkoholikom, którzy pragną zdrowieć w oparciu o wspomniany program. Sponsor dzieli się własnym doświadczeniem i wiedzą o programie w taki sposób, w jaki i jemu ją przekazano. Można nazwać taką osobę przewodnikiem duchowym przez program 12 kroków.
Osobiście uważam że to tak jakby zapisać się na siłownię, samo chodzenie tam nic nie da, trzeba jeszcze zacząć korzystać z urządzeń - najlepiej pod okiem doświadczonego trenera. W moim przypadku samo chodzenie na mityngi, niczego nie zmieniało we mnie ani w moim życiu, dlatego poprosiłem o pomoc drugiego alkoholika (sponsora) który pomógł mi postawić kroki i przejść przez duchowy program powrotu do zdrowia. Dziś nazywam to najlepszą podróżą w głąb siebie, która pozwoliła mi zobaczyć - kim jestem - jaki jestem - po co tu jestem.
Opublikowano: 24.03.2022 r.