Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z AA przeżyłem szok. Gromada facetów i kilka kobiet siedzi przy świeczce i opowiada koszmary ze swojego życia. Pamiętam jak pomyślałem, że prokurator miałby tu co robić przez kilka lat
Opowieści były w zasadzie do siebie podobne. Ludzie opowiadali jak pili, co stracili, czego to po pijaku nie dokonali. Dopóki były to świeże informacje słuchałem ich. Później zaczęło mnie to nudzić.Program 12 kroków czytany był na każdym mityngu, ale o nim ani słowa.Machnąłem ręką na to "całe AA" i wróciłem do picia. Trzeźwienie ze słyszenia nie sprawdziło się, poza tym nie wierzyłem od początku, że od gadania można wytrzeźwieć.
Straciłem kolejne 1,5 roku. Pamiętnego dnia we wrześniu 1999 ponownie zgłosiłem się na odwyk. Wróciłem na tę samą grupę AA i prawie do tych samych ludzi. Nie było innej możliwości, a już wtedy faktycznie nie chciałem pić. Obiecałem sobie, że więcej nie machnę ręka na swoje życie. I kiedy po raz kolejny zaczęło mi się to nie podobać znalazłem nowych ludzi, którzy mówili zupełnie niewiarygodne dla mnie rzeczy. I to był mój pierwszy kontakt z ludźmi ze Wspólnoty Anonimowych Alkoholików.
Po wielu przykrych doświadczeniach dobierałem ludzi, z doświadczenia których mógłbym skorzystać. W końcu poprosiłem o pomoc. Wreszcie trafiłem do tej Wspólnoty AA, która działa na całym świecie. Pisanie programu i wyłaniający się z tego mój prawdziwy obraz to był koszmar. Kilka razy chciałem to rzucić, ale coś mnie trzymało przy tych ludziach. Wytrwałem.
Od razu chciałem zaszczepić to na swojej grupie, która reaktywowała się po długiej przerwie, ale chętnych nie było. Musiało minąć jeszcze sporo czasu, zanim udało się znaleźć ludzi zainteresowanych Programem AA.
Praca z podopiecznymi miała być kolejnym wyzwaniem i kolejnym krokiem na drodze powrotu do zdrowia. Pierwszy jaki się do mnie zgłosił, nie czasu a jak już go znalazł to stwierdził, że się nie przygotował bo nie było Internetu. Drugi wybierał się na spotkanie dwa razy i dwa razy wcześniej się napił.
Przysłowie mówi: "do trzech razy sztuka" i tak właśnie się stało. Ustaliliśmy zasady i rozpoczęliśmy pracę. Przez rok szliśmy obaj przez ten Program. Przekazywałem mu swoją wiedzę, doświadczenia i wszystko to, czego sam się dowiedziałem. Dziś mój podopieczny już kończy pracę ze swoim podopiecznym! Niesamowite. W ciągu dwóch lat.
Ja pracuję z kolejnym człowiekiem, który również uznał, że warto. Dziś na naszej grupie jest czterech sponsorów i czterech podopiecznych. Na jednym z mityngów usłyszałem: "Bardzo się cieszę, że na mityngu jestem ja, mój sponsor i mój podopieczny". Bo prawda jest taka, że ten Program działa - gdy ja działam.
Opowieści "z baśni tysiąca i jednej nocy" i latanie po mityngach nic nie dają. Przepraszam, czasami jednak dają - pozwalają utrzymać abstynencję. Program 12 kroków to program rozwoju duchowego. To również droga na dalsze życie. Wcale tego nie ukrywam - odczuwam ogromną satysfakcję, że jestem cząstką tej ogromnej Wspólnoty, która rozkwita również w moim mieście. Słucham ludzi, którzy opowiadają, jak pod wpływem tego Programu zmieniają się oni sami a przez to również ich życie.Opowiadają to z radością i godnością - niestety czasami trzeba powiedzieć i o bałaganie jakiego narobiło się po pijaku. Głównie jednak słyszę o trzeźwym życiu, życiu budowanym od podstaw na solidnym fundamencie, gdyż:
Mówią o kłopotach, ale nie narzekają.
Mówią o porażkach, ale nie złorzeczą.
Mówią o sukcesach, ale się nie przechwalają.
Najważniejsze jest jednak to, że dziś nie potrzebujemy żadnych gadżetów ani zaklęć. Przy stole siedzą ludzie a między nimi jest Program. I to wystarczy, serio.
Andrzej: 20.02.2015
Opublikowano: 20.02.2015 r.