Już nie uciekam przed alkoholem. Jeżeli masz ważny powód, by iść w miejsce gdzie jest alkohol, to idź, tylko pamiętaj po co tam idziesz... Cytat ten pochodzi z książki Anonimowi Alkoholicy zwanej Wielką Księgą.
Wczoraj miałem okazję być na przyjęciu weselnym, gdzie jak by nie było alkohol leje się strumieniami. Czy miałem ważny powód, żeby tam być ??? Zaprosił mnie mój podopieczny, gdyż było to wesele jego córki i bardzo mu zależało, żebym i ja tam był. Więc powód był....
A po co tam poszedłem ??? Przede wszystkim, żeby się dobrze bawić, potańczyć i chyba trochę z ciekawości jak ja sam będę się czuł na takim przyjęciu. Przed samym weselem nie miałem lęków ni obaw, nie zakładałem czarnych scenariuszy i byłem nad wyraz spokojny i w dobrym nastroju. Nawet mnie to trochę dziwiło, że tak jest, tyle się nasłuchałem na mityngach od ludzi jakie to mają straszne obawy przed takimi imprezami...
Jak każdego ranka powierzyłem dzień Bogu i poprosiłem Go o siłę i pogodę ducha, bym z pokorą mógł przyjąć to co dzień przyniesie, pamiętając przy tym bym zachował wszelkie środki ostrożności.
W kościele, gdy państwo młodzi składali sobie przysięgę małżeńską, ja raz jeszcze zwróciłem się do Boga i poprosiłem Go o opiekę i powierzyłem mu to wesele. Nie myślałem kompletnie jak to tam będzie. Moje wnętrze i umysł były spokojne.
Po zakończonej mszy, przyszła kolej na życzenia dla nowożeńców i wszyscy goście mieli udać się na przyjęcie weselne. Goście byli już na miejscu i czekaliśmy tylko na parę młodą, gdzie mieli być przywitani chlebem i solą przez swoich rodziców. Każdy z gości otrzymał lampkę szampana by wznieść toast za zdrowie pary młodej. Po odśpiewaniu tradycyjnego sto lat i po toaście przyjęcie zostało oficjalnie rozpoczęte. Wszyscy za stołami i czekamy na pierwszy posiłek, niektórzy nie czekają i już nalewają wódkę w kieliszki, żeby nie tracić czasu.
Ojciec panny młodej, dobrze pomyślał i siedzieliśmy w gronie osób niepijących. Na naszym stole nie było butelek z alkoholem. Inicjatywę przejmuje zespół i znów zostaje odśpiewane sto lat dla pary młodej. Tym razem z kieliszkami w dłoni, później jest słodzenie wódki, bo podobno gorzka.
W końcu po tym wszystkim ruszamy na parkiet. Ja osobiście uwielbiam tańczyć, więc daję porwać się muzyce i szalejemy z moją Asią, która tego dnia wyglądała prześlicznie. Czas mija a goście weselni nie wylewają za kołnierz i widać już pierwszych delikwentów mocno wstawionych a godzina jeszcze młoda i raczej nie wytrzymają do końca przyjęcia. Ja natomiast czuję się świetnie. Tańczę, śpiewam, szaleję na parkiecie i to wszystko na trzeźwo bez środka zmieniającego nastrój.
Tego dnia był straszny upał. Na szczęście sala klimatyzowana i w środku, nie było to odczuwalne. Piłem dużo wody i nie byłem głodny, humor miałem znakomity, o samotności nie było mowy - czyli program HALT w 100% zachowany. Obserwowałem też jak się bawią i zachowują inni goście. I refleksja, która mi się nasuwa jest taka że, ludzie młodzi w większości nie potrzebują dużo alkoholu aby się dobrze bawić. Bawią się kulturalnie i przyzwoicie. Natomiast starsi aż wstyd patrzeć - piją na umór, zachowują się po chamsku i agresywnie. Widać jak tracą kontrolę nad sobą i swoim zachowaniem. Nie obyło się też bez przykrych sytuacji, kłótni, wulgaryzmów i upokorzeń.
Moja Asia co jakiś czas powtarzała: "jak to dobrze, że ty nie pijesz". A ja w duchu myślałem, że trudno się z tym nie zgodzić i sam sobie powtarzałem jak dobrze, że nie piję. Powiedziałem jej, że to wszystko dzięki niej, że gdyby nie ona trudno byłoby mi podjąć kiedyś decyzję o zaprzestaniu picia.
Początkowo planowaliśmy powrót około północy, jednak tak świetnie się bawiliśmy, że zostaliśmy do 2:00 - w dobrym nastroju i świetnych humorach. Trochę zmęczeni i śpiący z bolącymi nogami wracaliśmy do domu z uśmiechem na ustach i oboje wdzięczni za dar trzeźwości, który otrzymałem. Przed snem podziękowałem Bogu za opiekę i za siłę, którą mnie obdarzył tego dnia i za to, że godnie mogłem przeżyć tę uroczystość: bez lęku i obaw.
Opublikowano: 26.07.2015 r.