Andrzej - Moja droga do wolności

Wiele lat minęło, zanim przekonałem się, że jestem alkoholikiem. Picia, które doprowadziło mnie na samo dno ludzkiej egzystencji. Zrobiło ze mnie ludzkie zwierzę.

A zaczęło się niewinnie. Próbowanie różnych napojów alkoholowych, które wcale mi nie smakowały. Piłem bo pili inni. Widziałem, jak zmienia się wtedy ich zachowanie. Widziałem jacy są beztroscy, pełni energii, niekonwencjonalni w swoich zachowaniach. Podobało mi się to. Też tak chciałem.

W szkole podstawowej pierwszy raz upiłem w ósmej klasie. Po rozdaniu świadectw urządziliśmy z chłopakami "bal". Ten "bal" skończył się tym, że ledwie dotarłem do domu, ze świadectwem, które wyglądało jak makulatura.

Szkoła średnia to czas pogrążania się w nałogu. Pije coraz częściej. Kary jakie wyznaczali mi rodzice nie odnoszą skutku. Wręcz przeciwnie - powodują bunt. Coraz częściej pojawia się wódka.
Pamiętam jak mój organizm bronił się przed trucizną. Wymiotowanie nad sedesem było najczęściej zakończeniem mojego spotkania z alkoholem. Pamiętam też słowa starszych chłopaków: młody przyzwyczaisz się. I przyzwyczajałem się przez kolejne lata. Wzrastała też tolerancja na alkohol i mogłem pić już tyle co inni. Z upływem lat nie ważne jaki to był alkohol, ważne aby było go dużo.

Kiedy brnąłem coraz głębiej traciłem coraz więcej. Alkohol stawał się coraz ważniejszy. Moje zainteresowania muzyką, sportem, filmem, czytanie książek zeszło na dalszy plan, by po latach zostać tylko wspomnieniem. Teraz miałem już tylko jedno zainteresowanie: pić, pić, pić. Miałem wtedy jedną dewizę: żyć krótko ale wesoło.

To "wesołe" życie przynosiło pierwsze straty. Straciłem swoją pierwszą miłość tuż przed maturą. Oblałem egzaminy na studia. Te dwa fakty były powodem, że piłem coraz więcej. Nie zwracałem już uwagi na kolejne straty. Bo cóż mogło mnie gorszego spotkać ?
Po latach okazało się, że mogło.
Pierwsza praca miała zmienić moje życie i postępowanie. Byłem najmłodszy w całym dziale. Pracowali tam bardzo mili ludzie, którzy pomagali mi dzieląc się swoim doświadczeniem zawodowym. Wtedy różne uroczystości były mocno zakrapiane alkoholem. Pracowałem dopiero kilka dni, kiedy poszliśmy na imieniny Tomasza - kierownika jednego z działów. Tam pokazałem, że mimo młodego wieku jestem w stanie wypić dużo. Po pracy poszedłem jeszcze do knajpy aby się dopić.
Pamiętam słowa mojej matki: synku jak mogłeś ? 
Mogłem i to coraz więcej. Wybierałem już ludzi, którzy też mogą dużo wypić. Ich towarzystwo najbardziej mi odpowiadało. Powodowało to kolejne kłopoty w pracy. Coraz częściej spóźniałem się, zacząłem brać urlopy przez telefon bo nie byłem w stanie pracować. Mój wizerunek fajnego młodego chłopaka zmienił się. Coraz częściej byłem postrzegany jako zakładowy pijaczyna. Nikt nie mówił mi, że jestem alkoholikiem. Zresztą to była chyba ostatnia myśl jaka przyszłaby mi do głowy. 
Alkoholik ??? Ja ???
W 1981 roku przypomniało sobie o mnie wojsko. Nie poszedłem " w kamasze " ale odrabiałem zastępczą służbę w szpitalu. Te 2 lata to było picie non stop. Dostępność alkoholu była nieprawdopodobna. Wódka lała się szerokim strumieniem. Nawet nie wiedziałem, że 13 grudnia ogłoszono stan wojenny. W tym czasie zacząłem próbować skażonego szpitalnego spirytusu.
W trakcie tego "niby wojska" ożeniłem się. Miałem cichą nadzieję, że nareszcie zmieni się moje życie. Taką nadzieję miała również cała moja rodzina. Jeszcze długie lata była to tylko nadzieja.

Prowadziłem życie lumpa, któremu obojętne gdzie obudzi się po kolejnym pijaństwie. Cała rodzina cierpiała z tego powodu, szczególnie dzieci. Próby zmuszenia mnie do zaprzestania picia nie przynosiły rezultatów. Nawet przyjmowanie Anticolu nie wpłynęło na moje postępowanie. Zapiłem go po tygodniu i tylko interwencja pogotowia uratowała mi życie. Tak mijały kolejne lata. Lata upokorzeń i coraz większego wstydu dla mojej rodziny, bo swój wstyd już dawno przepiłem.

Przyszedł wreszcie czas kiedy po wielomiesięcznym ciągu, z myślą, że przepiłem całe swoje życie, poszedłem na pierwszy odwyk.
Pierwsze dni były okropne ale przetrzymałem. Wreszcie przestałem pić. Kolejne trzeźwe dni dawały nadzieję. Widziałem jeszcze strach w oczach mojej rodziny kiedy późno wracałem do domu. Jednak od tego czasu wszystko wokół mnie zaczęło się zmieniać. Ja też.
Wysłuchałem dziesiątki życiorysów na mitingach. Poznałem nowych ludzi, którzy stali mi się bliscy. Każdy z nas przeszedł swoje piekło i to nas zbliżało do siebie. Powoli odzyskiwałem zaufanie rodziny i innych ludzi. Sąsiedzi zaczęli odpowiadać mi " Dzień dobry ". 
Zacząłem nareszcie nowe życie.
Początkowa euforia szarzała z kolejnymi miesiącami. Dni były podobne do siebie. Nie umiałem się odnaleźć w tak spokojnym życiu. Nie umiałem docenić tego co mam. Chciałem więcej od życia nic nie dając w zamian.
Ta pazerność skończyła się powrotem do picia po 1,5 roku.

Kolejne miesiące, kolejne rozczarowania. Wracałem do bagna, z którego nie tak dawno się wygrzebałem. Słyszałem na mitingach, że każde kolejne picie jest coraz gorsze ale to nie był dla mnie argument aby przestać pić.
Po półtora roku picia i niepicia wpadłem w dziesięciodniowy ciąg. Przypominam sobie, że kiedy wstawałem z barłoga za oknem ciągle było ciemno. Zastanawiałem się, kiedy ta noc się wreszcie skończy. A to mijały kolejne dni. Dni, których nie pamiętałem.

Nadzieja umiera ostatnia

I stało się. Pewnej nocy obudziłem się na podłodze w mieszkaniu mojej siostry. Nie miałem siły wstać. Próbowałem sobie przypomnieć: co ja tu robię ?. Pamięć była wymazana. Pojawiły się myśli samobójcze. Jeśli nie umiem żyć to niech ten koszmar się wreszcie skończy. Jednak przeżyłem.

Poszedłem na drugą terapię mając nadzieję, że może i ja mam szansę. Wtedy pogodziłem się z tym, że jestem alkoholikiem. Przekonałem się, że zawsze będę przegrywał z alkoholem a porażki będą coraz bardziej bolesne. Moja terapeutka zgodziła się na kolejne moje podejście. Na kolejną próbę wyrwania się z nałogu.

Nareszcie nie piję.

Musiałem spaść na to swoje drugie dno aby przekonać się, że dalsze picie to dla mnie samobójstwo.
Wiem, że są i kolejne ale tam już nie chcę zaglądać. Przestałem walczyć i poddałem się.
Przyjąłem program XII Kroków. Kiedy przestałem go zmieniać, stała się dziwna rzecz.
Ten Program zaczął działać. I działa do dziś.

Epilog

Kiedy przegladam to swoje życie, pełne bólu i cierpienia, dreszcz wstrząsa całym ciałem. Skrzywdziłem tak wielu ludzi, szczególnie tych najbliższych mojemu sercu.
Powrót do zdowia trwał długo i nie była to łatwa droga. Dałem jednak radę podźwignąć się z dna rozpaczy. Pomogli mi ludzie, którzy wczesniej wyszli na brzeg alkoholowej rzeki i pokazali jak żyć na trzeźwo.
Doczekałem dni, kiedy to od własnych dzieci usłyszałem słowa  dziękuję ci tato.
Łzy szczęścia popłynęły po policzkach wbrew mojej woli. Ale nie kryłemm tych łez.
Dziękuję Bogu za tę drugą szansę.

/ Andrzej /


Opublikowano: 01.05.2020 r.

Ogłoszenia

Majowy mityng spikerski (9 maja 2024 r.)

Mityng spikerski (12 kwietnia 2024 r.)

Mityng spikerski (24 lutego 2024 r.)

Wszystkie ogłoszenia

Zapraszamy na mityng

Grupa AA "Pomocna Dłoń"

środa, godz. 18.00

Łomża, ul. Wąska 93 (kościół pw. św. Andrzeja Boboli)

dom parafialny, sala na samej górze

Modlitwa o pogodę ducha

Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić
Odwagi, abym zmieniał to co mogę zmienić
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.